Toyota i Sudden Unintended Acceleration, czyli przyspieszenie, które kosztowało miliardy dolarów


Dla wielu kierowców Toyota od lat kojarzy się z niezawodnością, spokojem i długowiecznością. Tym bardziej historia, która wyszła na jaw w latach 2009–2010, uderzyła w ten wizerunek z ogromną siłą.
Mowa o zjawisku Sudden Unintended Acceleration (SUA), czyli przyspieszeniu samochodu bez intencji kierowcy. Sytuacje, w których zmotoryzowani twierdzili, że pojazd nagle przyspieszył i nie reagował na hamulec, zaczęły pojawiać się w raportach konsumenckich, mediach oraz dokumentach urzędowych.
Już pod koniec lat 90. użytkownicy Toyot i Lexusów zgłaszali, że ich auta ruszały bez wyraźnego powodu – podczas postoju, przy niskiej prędkości albo gdy kierowca miał wciśnięty hamulec. Do 2010 roku zarejestrowano około 2262 takich przypadków, z czego 819 zakończyło się kolizjami, 341 obrażeniami, a 26 również śmiercią[1].
Punkt kulminacyjny nastąpił 28 sierpnia 2009 roku w południowej Kalifornii. Lexus ES 350, wypożyczony jako samochód zastępczy dla funkcjonariusza policji, gwałtownie przyspieszył i uderzył w nasyp, zabijając cztery osoby[2]. W nagraniu z rozmowy z numerem 911 słychać dramatyczne słowa: „Przyspiesza, nie ma hamulców… modlę się, módlcie się”. Ten wypadek stał się symbolem całego kryzysu i zapoczątkował lawinę analiz, dochodzeń oraz nacisków ze strony opinii publicznej i władz USA.
Toyota początkowo reagowała defensywnie. Wskazywała na maty podłogowe, błędy kierowców i nieprawidłowe użytkowanie pojazdów. Marka długo twierdziła, że głównym winowajcą jest uwięzienie pedału gazu przez zbyt grube lub źle zamocowane maty, a elektronika działa prawidłowo[3]. Skala problemu oraz liczba niezależnych zgłoszeń sprawiły jednak, że sprawa wymknęła się spod kontroli.
Konsekwencje dla klientów – od strachu po walkę o odszkodowania
Dla właścicieli Toyot kryzys SUA oznaczał utratę zaufania do własnego auta. W mediach pojawiały się dramatyczne historie: samochód przyspiesza mimo wciśniętego hamulca, kierowca w panice usuwa matę, próbuje kombinacji pedałów, szuka sposobu, by zatrzymać pojazd. Wielu poszkodowanych relacjonowało, że czuli się całkowicie bezradni.
Zgłoszenia do serwisów często były odrzucane lub bagatelizowane. Klienci wnosili więc pozwy – indywidualne i zbiorowe. W sądach domagali się odszkodowań za szkody materialne, stres, utratę wartości auta, a w najtragiczniejszych przypadkach – za utratę życia lub zdrowia. Toyota przez lata zawarła setki ugód bez formalnego przyznania się do winy.
Departament Sprawiedliwości USA ujawnił, że firma opóźniała ujawnienie problemu z tzw. sticky pedal – pedałem gazu, który potrafił „zawiesić się” w półpołożeniu. Co więcej, Toyota miała ukrywać przed urzędnikami informacje o tym, że niektóre modele, nieobjęte akcją serwisową, posiadały te same wady konstrukcyjne.
W 2014 roku koncern zgodził się zapłacić 1,2 miliarda dolarów w ramach ugody z Departamentem Sprawiedliwości – jednej z największych tego typu w historii branży motoryzacyjnej. Orzeknięto, że wcześniejsze oświadczenia Toyoty mogły wprowadzać w błąd, a niektóre dane techniczne zostały celowo pominięte[4].
Na tym nie koniec – roszczenia wnieśli także inwestorzy i akcjonariusze, ponieważ kurs akcji Toyoty gwałtownie spadł, a wartość rynkowa firmy uległa znacznemu obniżeniu.
Konsekwencje dla firmy – od kryzysu wizerunkowego po kosztowne lekcje
Na pierwszy plan wysuwają się straty finansowe. Poza wspomnianą ugodą w wysokości 1,2 miliarda dolarów Toyota musiała przeprowadzić ogromne akcje serwisowe obejmujące miliony aut na całym świecie. Tylko w latach 2009–2011 przeprowadzono co najmniej trzy duże akcje naprawcze związane z przypadkami niezamierzonego przyspieszenia – dotyczące mat podłogowych, wadliwych pedałów gazu oraz elementów konstrukcyjnych wpływających na ich działanie.
Łącznie objęto nimi około 9–10 milionów pojazdów[5]. Dla koncernu, który od dziesięcioleci budował reputację niezawodności, był to cios zarówno finansowy, jak i wizerunkowy.
Utrata reputacji i zaufania
Toyota przez lata uchodziła za markę solidną, może nawet „nudną”, ale pewną. Skandal SUA tę opinię zniszczył w ciągu kilku miesięcy. Media na całym świecie zaczęły zadawać pytania: dlaczego firma tak długo zwlekała z reakcją? Dlaczego obwiniała użytkowników, zamiast przeprowadzić dokładne analizy?
Strategia obronna Toyoty – polegająca na przerzucaniu winy na kierowców i zrzucaniu odpowiedzialności na maty – została odebrana jako próba unikania prawdy. Dopiero po ujawnieniu wewnętrznych dokumentów, które pokazały, że firma wiedziała o problemach wcześniej, Toyota zmieniła ton komunikacji.
Długofalowe skutki
Po kryzysie Toyota wprowadziła zmiany w systemach bezpieczeństwa. Jednym z nich był tzw. brake override, czyli funkcja, która nadaje priorytet hamulcowi nad gazem – nawet jeśli oba pedały są wciśnięte jednocześnie[6]. Firma zaczęła również bardziej transparentnie komunikować się z organami regulacyjnymi i wprowadziła surowsze procedury testowania oprogramowania.
Choć wizerunek marki udało się częściowo odbudować, sprawa SUA na trwałe zapisała się w historii Toyoty jako lekcja pokory wobec technologii i konsumentów.
Reakcje publiczne i opinie ekspertów – technologia kontra zaufanie
Rola opinii publicznej i ekspertów była kluczowa w rozwoju tej historii. Wielu specjalistów z branży motoryzacyjnej twierdziło, że przyczyną problemu mogły być błędy w elektronicznym systemie sterowania przepustnicą (ETCS – Electronic Throttle Control System), a nie tylko kwestie mechaniczne.
Dochodzenia NHTSA i NASA
Amerykańska agencja bezpieczeństwa ruchu drogowego NHTSA oraz NASA przeprowadziły szczegółowe badania mające ustalić, czy elektronika Toyoty mogła zawieść. Oficjalny raport stwierdził, że nie znaleziono dowodów na defekt elektroniczny, który mógłby powodować nagłe przyspieszenie.
Jednak część inżynierów i niezależnych ekspertów, m.in. prof. Philip Koopman z Carnegie Mellon University, wskazywała, że testy NASA nie objęły wszystkich możliwych scenariuszy awarii, a niektóre błędy oprogramowania mogły pozostać niezauważone[7].
Głos inżynierów i niezależnych badaczy
Inżynierowie analizujący system Toyoty sugerowali, że przyczyną mogły być nie tylko usterki mechaniczne, lecz także błędy logiczne w kodzie sterującym silnikiem. W późniejszych latach eksperymenty laboratoryjne wykazały, że przy odpowiednich warunkach elektromagnetycznych można było wywołać efekt przyspieszenia – co na nowo rozgrzało dyskusję o naturze problemu.
Opinia społeczna
W świadomości społecznej sprawa Toyoty stała się symbolem utraty zaufania do technologii. W telewizji emitowano dramatyczne nagrania z numeru 911, a w prasie pojawiały się tytuły w rodzaju „Czy Twój samochód może przyspieszyć sam?”. Wizerunek Toyoty jako marki „bezpiecznej dla rodziny” legł w gruzach.
Krytykowano nie tylko producenta, lecz także instytucje nadzorcze za zbyt opieszałą reakcję. Wielu komentatorów uznało tę historię za punkt zwrotny w relacjach między branżą motoryzacyjną a konsumentami – dowód, że transparentność i odpowiedzialność stały się równie ważne jak innowacje technologiczne.
Ile naprawdę kosztowało przyspieszenie Toyoty?
Trudno oszacować rzeczywisty koszt afery SUA. Toyota zapłaciła miliardy dolarów w odszkodowaniach, ugodach i kosztach akcji naprawczych. Do tego doszły straty wizerunkowe, utrata zaufania klientów i presja ze strony rynku.
Dla konsumentów był to dramat – realne zagrożenie życia i zdrowia. Dla branży motoryzacyjnej – ostrzeżenie, że nawet najlepiej rozwinięta technologia może zawieść, a brak transparentności potrafi zniszczyć reputację marki szybciej niż sama awaria.
Toyota ostatecznie przetrwała kryzys, lecz jego echo do dziś przypomina, że w świecie motoryzacji bezpieczeństwo nie kończy się na testach zderzeniowych. Czasem największe zagrożenie kryje się w kodzie, którego nikt nie widzi.
Przypisy
- ↑https://www.transportation.gov/testimony/response-toyota-and-nhtsa-incidents-sudden-unintended-acceleration
Formularz kontaktowy
Rozwijaj swoją markę

Razem z całym zespołem Cyrek Digital pomagam firmom w cyfrowej transformacji. Specjalizuje się w technicznym SEO. Na działania marketingowe patrzę zawsze przez pryzmat biznesowy.